Lepsze wrogiem dobrego
Andrzej Stanisławski
Ale rynek z jego mechanizmami jest, zwłaszcza ostatnio, bardzo krytykowany, między innymi za to, że nie rozwiązuje wszystkich problemów. To trochę dziwaczna pretensja, bo rzeczywiście rynek nie jest w stanie sprawić, by Dulcynea pokochała Don Kichota, ani żeby na świecie zapanowała ładna pogoda. Podobnie silnik spalinowy nie jest w stanie sprawić, by nie było wypadków drogowych, ale nikt rozsądny tego od niego nie oczekuje. Wypadki bowiem zdarzają się nie dlatego, że silnik rozwija dużą moc, tylko że kierowca robi z tego zły użytek. Jednak inni, bardziej subtelni krytycy powiadają, że skoro motorem gospodarki, a więc i rynku, jest chciwość, to rynek nie może być dobry. Skoro zaś jest zły, to należałoby go zastąpić czymś innym, czymś, co nie wyzwalałoby w ludziach chciwości. Myślę, że taka krytyka wynika z nieporozumienia. Rynek nie wyzwala w ludziach chciwości, bo ona tkwi w ludzkiej naturze. Rynek sprawia tylko, że z potencjalnie destrukcyjnej siły staje się ona – jak wspomniałem – napędową siłą gospodarki, która jest dobra, bo zapewnia ludziom możliwość egzystencji.
Zobaczmy, co się dzieje, gdy pragniemy ulepszyć świat, odrzucając rynek i jego mechanizmy. Jednym z takich pomysłów na meliorację świata był komunizm. Uznawszy własność za przyczynę wszelkiego zła, przeprowadził jej likwidację. Ale ta operacja wcale nie usunęła chciwości z ludzkiej natury, toteż ludzie zaczęli swej chciwości czynić zadość innymi sposobami, na przykład rabunkiem czy wprowadzaniem na coraz szerszą skalę pracy niewolniczej. Ta ostatnia metoda wykorzystywana była przez członków politycznych i bezpieczniackich gangów, które zmuszały innych ludzi do przymusowego zaspokajania albo ich potrzeb materialnych, albo do wcielania w życie rozmaitych ich gigantycznych wizji, na przykład odwracania biegu rzek czy zdobycia hegemonii w skali światowej. Ale gospodarka, to znaczy produkcja i dystrybucja dóbr, ogromnie na tym cierpiała, bo skoro zwiększony wysiłek z założenia nie mógł przynosić większej korzyści, to nie było żadnej motywacji do zwiększania wysiłku. Najkrótszym opisem tego nastroju jest popularne za pierwszej komuny porzekadło: Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy. Ponieważ niczyje stanie, a zwłaszcza leżenie, nikomu innemu żadnej korzyści nie przynosi, to w komunizmie mieliśmy do czynienia z nieusuwalnymi niedoborami, w następstwie których potrzeby ludzkie były zaspokajane w stopniu dalece niewystarczającym. Pomysłodawcy komunizmu, będący niewolnikami własnej propagandy, próbowali jakoś to obejść. Ponieważ kategoria zysku została pryncypialnie potępiona, jako destrukcyjna siła burząca społeczną harmonię, próbowano w jej miejsce wprowadzać jakieś namiastki, na przykład w postaci „systemu bodźców materialnego zainteresowania”, wokół których pod koniec panowania Władysława Gomułki propaganda robiła wielki szum. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo jak wiadomo, ex nihilo nihil fit.
Jaki z tego wniosek? Taki, by unikać dążenia za wszelką cenę do zbytniej perfekcji, pamiętając, iż lepsze jest wrogiem dobrego. Lepiej godzić się na pewne niedoskonałości, niż rozregulowywać działające mechanizmy pod pretekstem, iż mają one wady albo przynajmniej jedną – nie likwidują chciwości, tylko ją wykorzystują. Jak to wygląda od strony moralnej? Znakomitej wskazówki dostarcza Ewangelia, a konkretnie przypowieść o pszenicy i kąkolu. Jak pamiętamy, kiedy właściciel pola obsiał je pszenicą, jego wróg w nocy nasiał tam kąkolu. Kiedy jedno i drugie wzeszło, gorliwi słudzy zaproponowali, że oni ten kąkol powyrywają, żeby na czystym polu rosła tylko pszenica. Jednak właściciel im tego zabronił, przekonując, że jeśli w swojej gorliwości zaczną wyrywać kąkol, to przy okazji albo stratują, albo i powyrywają również pszenicę. Niech – powiedział – rosną obok siebie, a podczas żniwa, kiedy już nie będzie niebezpieczeństwa zniszczenia pszenicy, kąkol zostanie od niej oddzielony i spalony. Niezależnie od eschatologicznego wymiaru, przypowieść ta jest bardzo praktyczną wskazówką również w dziedzinie gospodarki, by powstrzymywać się w dążeniu do perfekcji za wszelką cenę, bo wyrządzone w ten sposób szkody nie tylko nie zostaną zrównoważone korzyściami, ale mogą stać się nieodwracalne. Przykładem jest komunizm, który pociągnął za sobą co najmniej 100 milionów ofiar, a żadnych korzyści nie przyniósł, może poza ponurą radością z tytułu znęcania się nad dysydentami. Niestety niewielu, a w miarę upływu czasu może nawet coraz mniej ludzi o tym pamięta, a coraz więcej pragnie poprawiać świat według swoich wyobrażeń albo wręcz fantasmagorii.